Kto by pomyślał, że prawdziwe życie może zacząć się dopiero po śmierci... Eve została doświadczona już w młodym wieku - najpierw straciła starszą siostrę, a potem narzeczonego. Kiedy wreszcie udaje jej się odzyskać kontrolę nad własnym życiem... traci je. Jak wiele się zmienia "po drugiej stronie"?Czy Śmierć potrafii kochać? Czy Eve odważy się podważyć reguły rządzące światem mroku? Czy przekroczy Rzekę Zapomnienia i odnajdzie spokój? * wszelkie prawa zastrzeżone
Linki
http://opowi.pl
poniedziałek, 29 lutego 2016
Rozdział 6
* Alexander
Pamiętam ją dokładnie – tą, która ograbiła moje serce i je splądrowała. Minęło już 1159 lat, a ja wciąż mam wrażenie, że Henriette za chwilę wejdzie do mojej kamiennej sali, usiądzie mi na kolanach, pocałuje i spyta, kiedy wreszcie znajdę dla niej trochę wolnego czasu...
Z zamyślenia wyrywa mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Podnoszę głowę i patrzę na Marcusa. Kłania mi się ze wzrokiem wbitym w podłogę.
– Panie, przyszły wieści z Hospitalu – odzywa się. – Eve Leighton jest gotowa do przejścia.
Z jednej strony czekałem na tę nowinę, a z drugiej... Eh... Jak ja jej spojrzę w oczy? Czy chcę to robić? Czy mam ochotę tłumaczyć to, co uczyniłem?
Mogłem ją uratować.
A jednak tego nie zrobiłem...
– Dziękuję, Marcusie. Możesz już iść – odpowiadam.
Ghoster wychodzi, a ja wstaję z mojego kamiennego tronu. Mój dom jest niemalże pusty. Po raz kolejny oglądam szare, zimne ściany i ciężko wzdycham.
Czas na mnie.
* Eve
Chcecie dobrą radę? Nigdy nie pozwólcie, żeby ktoś wam łamał kręgosłup! To doświadczenie było gorsze od samej śmierci.
– To niezbędne do poprawnej rekonwalescencji – powtarzał silnie zbudowany mężczyzna o szerokich barkach i wielkich dłoniach, chodząc po moich plecach.
Po kilku godzinach cierpienia, straciłam rachubę czasu. Popadłam w pewien rodzaj apatii. Myślałam o Cassie, o Ianie i rodzicach. Czy już odbył się mój pogrzeb? Czy już oficjalnie rzucono mi kilka marnych kwiatów na trumnę i usypano grób?
Siedzę na łóżku wyprostowana jak struna i gapię się w czarne niebo za oknem. Już nigdy więcej nie zobaczę słońca.
Nagle drzwi się otwierają i do pomieszczenia wpada Alexander. Na jego widok, momentalnie staję na nogi.
Chyba jeszcze nigdy nie budził we mnie takiej grozy... Twarz ma bladą; nie malują się na niej żadne emocje. Wygląda na groźnego i potężnego, ale zmęczonego. Nie potrafię go rozszyfrować – wydaje się być dwiema osobami w jednym ciele.
– Nadszedł twój czas na przejście przez Ostatni Most – te słowa, jako pierwsze padają z jego ust.
Rozglądam się wokół siebie, jakbym miała tu coś, co mogę ze sobą zabrać. A tak nie jest.
Ostrożnie zbliżam się do Alexandra. Przytrzymuje mi drzwi i wychodzimy na zewnątrz.
W Mieście panuje dziwny klimat – czasem jest niesłychanie ciepło, a czasem bardzo zimno. Ciężko nadążyć za ciągłymi zmianami pogody.
Cicho stąpam za mężczyzną. Co jakiś czas zerka na mnie, jakby chciał się upewnić, że nigdzie nie uciekłam.
– Aurellia mówiła, że chciałabyś odwiedzić rodzinę – odzywa się Alexander, zerkając na mnie przez ramię.
– To prawda – potwierdzam. – Podobno tylko ty możesz mnie tam zabrać.
– To prawda – używa moich słów.
Czekam, aż coś doda, ale on milczy jak grób. O tak, słowo grób idealnie do niego pasuje.
Dochodzimy do ogromnego, długiego mostu. Pod nim rozciąga się bezkresna przepaść. Aż strach pomyśleć, dlaczego dochodzi stamtąd smród rozkładających się ciał...
– Naprawdę tego chcesz? – Pyta Alexander. – To... To będzie trudne dla ciebie, uwierz mi. Zobaczysz rodzinę po raz ostatni, ujrzysz swój grób, swoją trumnę, swoje ciało...
Jego głos sprawia, że przechodzą mnie ciarki. Spoglądam w czarne tęczówki mężczyzny i ogarniają mnie wątpliwości. A jeśli ma rację? Może łatwiej jest... po prostu się odciąć, zapomnieć?
Ale czy ja mogłabym to zrobić? Czy na pogrzebie Cassie, a potem Iana, nie wyobrażałam sobie, że są przy mnie, wspierają, ocierają łzy, pocieszają?
– Zabierz mnie tam – szepczę.
To jest gorsze niż myślałam. Alexander prawie cały czas milczał, chociaż wydawało mi się, że kiedy mnie objął, abyśmy mogli przejść przez portal, coś powiedział.
W Michigan spadł śnieg. Jest zimno, biało, ale słonecznie.
– Na pogrzebie Iana padał deszcz – zauważam cicho, stając ramię w ramię z Alexandrem.
Wyglądam przy nim jak mała, szara myszka. On jest potężny – dobrze zbudowany, wysoki i odziany w czarną pelerynę. Ja wciąż noszę granatowe dżinsy i ciemny golf, a przez ramię mam przerzuconego warkocza. Tylko, co z tego skoro nikt nie może mnie zobaczyć?
– Wiem, pamiętam – mówi mężczyzna po bardzo długiej chwili ciszy.
Stoimy naprzeciwko mojego domu. Na podjeździe zaparkowano kilka samochodów. Przez kuchenne okno dostrzegam mamę. Patrzy w naszą stronę pustym wzrokiem.
– Nie widzi nas, prawda? – Upewniam się ze złudną nadzieją w głosie.
Alexander kręci głową. Podnoszę na niego swoje spojrzenie i przez chwilę mam wrażenie, że on w tej chwili cierpi bardziej niż ja. Właśnie w tej sekundzie uświadamiam sobie jak piękne ma oczy.
– Możemy wrócić, jeśli chcesz – szepcze.
– Muszę się z nimi pożegnać.
Zaciskam dłonie w pięści i po raz kolejny zerkam w stronę domu. Moi rodzice właśnie opuszczają mieszkanie. Są tam też mąż Cassie i jej dzieci, sąsiedzi, mój były pracodawca, znajomi ze studiów i liceum...
Czuję, że za chwilę pęknie mi serce. Łzy napływają do moich oczu, a w gardle pojawia się ogromna gula.
– Chodźmy do kościoła – odzywam się.
Alexander bez słowa stąpa obok mnie. Oboje w milczeniu obserwujemy tę najcichszą część Michigan. Miasto zdaje się być jakieś puste, jakieś takie ciche i martwe. A może to tylko my jesteśmy martwi?
Dochodzimy do kościoła, gdzie jest już dużo osób. Za chwilę zacznie się uroczystość pogrzebowa.
Mama jest ledwie przytomna z rozpaczy. Płacze na ramieniu taty, a ten tępo patrzy na moją trumnę. Moi siostrzeńcy nie do końca rozumieją, co się dzieje – mają zaledwie po cztery latka.
– Nie płaczcie, błagam – mówię, chociaż doskonale wiem, że tego nie słyszą.
Nagle córka Cassie – Joanne podnosi jasną główkę i patrzy na mnie.
– Tato, tato – ciągnie Daniela za rękaw kurtki. – Tato, to ciocia Eve! – Mówi dość głośno.
Staję przy trumnie i nie mogę oderwać od niej wzroku. Czy ona naprawdę mnie widzi?
Kilka osób zerka w stronę dziecka. Przez kościół przebiega fala szeptów.
– Tak, skarbie, to ciocia tam leży – odpowiada jej Daniel.
– Nie, ona tu stoi, tutaj naprzeciwko nas! Ma warkocz!
Mama, tata i Daniel patrzą na Joanne z przerażeniem. W końcu jej ojciec, bierze ją na ręce i wynosi z kościoła.
– Widziała cię – odzywa się Alexander. – Niektóre dzieci tak mają.
– Daniel się chyba zorientował, że coś jest nie tak. Ale jak?
– Bo w trumnie nie masz warkocza.
To chyba ta rzecz, której nie zapisuje się na liście: „Co zrobić przed śmiercią?". Niewiele osób ma okazję zobaczyć swój pogrzeb.
Ostrożnie podchodzę do trumny. Wokół niej jest mnóstwo wieńców, a na metalowej tabliczce napisano: „Eve Leighton. Zmarła 15.01. 2016 r. Żyła lat 25".
Zaglądam do trumny i... o Boże. Leżę tam: trupio–blada, sztywna i zimna. Moje włosy są starannie wyczesane i ułożone na ramionach. Mam sine usta, a przez makijaż można dostrzec kilka krwiaków. Zostałam ubrana w długą, czarną sukienkę z golfem. Wyglądam jak Królewna Śnieżka. Martwa Królewna Śnieżka...
Nagle rozlega się dźwięk organów, wszyscy wstają, a z zakrystii wychodzi ksiądz.
Msza jest smutna i... smutna. Wszyscy płaczą – nawet ksiądz. Siedzę obok Alexandra, co chwilę ocierając słone łzy z policzków. Wstydzę się tego, że musi na mnie patrzeć, kiedy jestem w takim stanie, ale po prostu nie potrafię tego powstrzymać.
Potem moja trumna jest niesiona na cmentarz. Chciałabym to zatrzymać i przewinąć czas do przodu. Chciałabym oszczędzić rodzinie bólu i cierpienia. Chciałabym, aby po prostu żyli tak jakby mnie nigdy nie było.
Cmentarz to miejsce, które znam jak własną kieszeń. Spędziłam tutaj naprawdę dużo czasu.
Łzy rzewnie płyną z mych oczu, kiedy orientuję się, że rodzice postanowili mnie pochować między Ianem, a Cassie. Nie wytrzymuję. Osuwam się na kolana i chowam twarz w dłoniach.
– Prochem jesteś i w proch się obrócisz – mówi ksiądz i nawet jemu trzęsie się głos.
– Nie, Boże! To moja córka! – Krzyczy mama. – Nie! Dlaczego?!
Nie potrafię nawet podnieść głowy. To rozrywa moje serce.
Nagle czuję silne ramiona na swoich. Obezwładnia mnie niesamowity spokój, a zarazem smutek, jakbym została pochłonięta przez czarną otchłań.
– Patrzę i nie mogę nic zrobić, Alexandrze – szepczę, muskając ustami jego szyję. – Nic, rozumiesz? Bo umarłam. Jestem tak cholernie martwa...
On milczy, wciąż mocno mnie do siebie przytulając.
– Nie zmienię tego, Eve – odpowiada po chwili ciszy. – Ale... Zrobię, co mogę, żeby ci wynagrodzić wszystkie krzywdy.
Odsuwam się od niego na kilka centymetrów, ale wciąż zaciskam palce na jego czarnej pelerynie.
– Mogłeś mnie uratować? Odpowiedz – Pytam, patrząc w jego czarne oczy. – Mogłeś, Panie Ciemności?
* Alexander
Cholera i co ja mam jej odpowiedź? Prawdę? Znienawidzi mnie, jeśli to zrobię. A ja nie chcę, żeby Eve mnie nienawidziła.
Patrzę w jej szare oczy i kręcę głową.
– Nie mogłem.
Będę się smażył w piekle.
Etykiety:
blogi o miłości,
dla nastolatków,
Miłość,
przygodowe,
romans,
romantyczne,
rozpacz,
smierc,
tajemnice,
zycieposmierci
Lokalizacja:
Poznań, Polska
poniedziałek, 1 lutego 2016
Rozdział 5
*
Alexander
Nie
powinienem był tego robić. Nie powinienem być przy Eve, kiedy się budziła. Nie
powinienem jej zdradzać swojego imienia, rozmawiać z nią i tak często dotykać.
Mam
ochotę rwać włosy z głowy za swoją głupotę.
Już
kiedyś postąpiłem podobnie i skończyło się to bardzo, bardzo źle...
Stoję
na Ostatnim Moście i patrzę w otchłań. Widzę strzępki wydarzeń, słyszę miliony
rozmów żywych ludzi, które tutaj są zaledwie niezrozumiałym szumem.
Muszę
przyprowadzić tutaj Eve jak tylko w pełni dojdzie do siebie. Nikt nie może
wstąpić do Miasta bez uprzedniego wyleczenia powierzchownych ran.
– Jesteś
z siebie dumny?!
W
zamyśleniu nie zdążam się odsunąć, kiedy Aurellia popycha mnie i omal nie
wpadam w otchłań.
–
Oszalałaś?! Jak śmiesz tak mnie traktować?!
Dziewczyna
niemal kipi ze złości. Włosy ma niesfornie potargane, twarz chłodną, a oczy
płonące złością. Jesteśmy ze sobą blisko, to jedyna osoba, która wie o mnie
prawie wszystko. Jednak to zniewaga traktować mnie w ten sposób w miejscu,
gdzie każdy może nas zauważyć!
– Przestań
pieprzyć! – Krzyczy. – Zabiłeś ją! Dopuściłeś do tego! Jak śmiałeś?! Jak mogłeś
jej to zrobić?!
Czuję,
że Aurellia za chwilę posunie się o krok za daleko, dlatego zakrywam jej usta
dłonią i przypieram do metalowej balustrady. Próbuje się wyrwać, ale jest tylko
drobną blondyneczką, więc nie jest w stanie mnie odepchnąć.
–
Jeszcze słowo, a wylądujesz w piekle razem z tymi, którzy na to zasłużyli –
syczę zirytowany. – Nie zapominaj, kim jestem!
Puszczam
ją i otrzepuję swoje spodnie, a potem krzyżuję ramiona na klatce piersiowej.
– Nie
widzisz, co narobiłeś? – Pyta Aurellia znacznie ciszej, unikając mojego wzroku.
–
O czym mówisz? – Odzywa się ktoś cichym, drżącym głosem.
Ja
i Aurellia odwracamy się w stronę Eve, stojącej przed wejściem na most. Wygląda
trochę lepiej, ale wciąż ma przekrwione oczy i zniekształconą sylwetkę –
kręgosłup chyba źle się zrósł.
–
Jeszcze jej tutaj brakowało – mruczę zirytowany.
Biegnę
do Eve i odsuwam ją od wejścia na most. Aurellia stoi kilka metrów dalej i
przygląda nam się badawczym wzrokiem.
–
Czy pozwoliłem ci wyjść?! – Pytam chłodno.
–
Panie – upomina mnie Aurellia.
–
Milcz – rzucam w jej stronę. – Powiedziałaś już wystarczająco dużo!
Eve
spogląda to na mnie, to na nią. Jest zagubiona, ale nie głupia. Zapewne
domyśliła się, że rozmawialiśmy o niej.
– O
co chodzi? Czy ona mówiła o mnie? – Odzywa się, zaniepokojona. – Czy to prawda,
że mogłeś mnie uratować?!
Mam
ochotę udusić Aurellię. Jak śmiała podważyć mój autorytet przy Eve? Kto wie,
kto jeszcze słyszał tę rozmowę!
– Wróć
do Hospitalu, Eve – mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna
zaciska dłonie w pięści. Widzę gniew w jej oczach i chęć sprzeciwu. Buntowniczka.
–
Nie będę powtarzał dwa razy – ponawiam prośbę. – Jesteś w moim Królestwie i
nawet nie masz pojęcia jak wielką posiadam władzę.
*
Eve
Mam
ochotę zepchnąć go w tą cholerną otchłań pod Mostem. Jest bezczelny i
apodyktyczny. A jeśli ja wcale nie znajduję się „pomiędzy niebem a piekłem”,
tylko już zostałam skazana na wiecznie cierpienie?
Alexander
jest tajemniczy, chłodny i wycofany. Pomimo tego, co mówił, mam wrażenie, że
uwielbia zadawać ból i chętnie uraczyłby mnie swoimi zdolnościami.
–
Ja się nią zajmę – oferuje jasnowłosa piękność, podchodząc do nas.
Z
chęcią odsuwam się od Alexandra. Aurellia chwyta mnie pod łokieć i zaczyna
prowadzić w stronę kamiennych budynków.
Idziemy
w milczeniu. Boję się odezwać. A jeśli ona jest taka sama jak Alexander?
Droga
jest stroma, wyłożona szarymi głazami. Całe Miasto jest szaro – czarne, ponure,
skąpane w wiecznej nocy. Nie ma tutaj ani słońca, ani księżyca, ani gwiazd.
Ludzie snują się jak cienie, ubrani w ciemne stroje i czarne peleryny. Co
chwilę pojawia się ktoś nowy. Słychać płacz i krzyki.
To
naprawdę może być piekło... – Myślę, przerażona.
–
Nazywam się Aurellia – odzywa się w końcu dziewczyna, racząc mnie ciepłym
uśmiechem.
–
Eve – szepczę.
–
Wiem. Było tu o tobie głośno jeszcze przed śmiercią – śmieje się.
Czy
to zabawne? Nie sądzę. Patrzę na dziewczynę i czuję skurcz w żołądku. To
przerażające miejsce i porąbani ludzie... Nie, to nawet nie są ludzie...
–
Czyli ja naprawdę nie żyję? – Szepczę.
Aurellia
kiwa głową i otwiera przede mną metalowe drzwi do pomieszczenia, w którym
jestem odkąd się obudziłam.

Siadam
na pojedynczym krześle przy stole i wbijam wzrok w okno.
–
Czy... czy już zostałam pochowana?
–
Nie, twój pogrzeb odbędzie się dzisiaj.
–
Mogę tam iść? Wrócić na chwilę na ziemię? Tak strasznie tęsknię za rodzicami –
mówię cicho. – Pewnie są zrozpaczeni...
Aurellia
cichutko wzdycha i opiera się o drewniany stół. Jest piękna. Ma długie, blond
włosy splecione w warkocz i błękitne oczy. Ma na sobie czarny, obcisły
kombinezon i pelerynę; to wszystko nadaje jej mrocznego wyglądu.
– Będziesz
mogła to zrobić, kiedy dojdziesz do siebie. Nie wyzdrowiałaś w pełni, a to
uniemożliwia pokonanie Ostatniego Mostu – tłumaczy rzeczowo. – Poza tym tylko Pan
Ciemności może cię tam zaprowadzić.
Wbijam
wzrok w moje pokrzywione, blade palce. W pomieszczeniu panuje absolutna cisza.
Dziwnie jest nie słyszeć bicia własnego serca...
– Czy
to, co mówiłaś na Moście dotyczyło mnie? – Pytam.
Aurellia
milczy. Prostuje się i wyciąga dłoń w moją stronę.
–
To bardzo skomplikowana sprawa – odpowiada. – Niebezpiecznie jest poruszać
takie tematy. Kierował mną gniew i nie powinnam była tak się zwracać do Pana.
–
Czemu nie używasz jego imienia?
Dziewczyna
robi wielkie oczy i otwiera usta, po czym szybko je zamyka.
–
Wyjawił ci swoje imię? – Odzywa się z niedowierzaniem.
Powoli
kiwam głową, czego niemal natychmiast żałuję. Chyba powiedziałam o kilka słów
za dużo. Aurellia mierzy mnie badawczym spojrzeniem, a potem w jednej sekundzie
dobiega do drzwi.
–
Czekaj, gdzie idziesz?!
– Mam
dużo spraw do załatwienia! – Odpowiada pospiesznie. – Za chwilę ktoś tu
przyjdzie, doprowadzić cię do porządku!
Subskrybuj:
Posty (Atom)