*
Eve
Głowa
pęka mi w szwach. Czuję ucisk w potylicy i mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Jestem
potwornie spragniona.
Wyciągam
rękę i próbuję sięgnąć po szklankę, która zawsze stoi na szafce obok mojego
łóżka. Nie mogę otworzyć oczu. Mam wrażenie, że ktoś skleił mi powieki.
Biorę
głęboki wdech i niemal krztuszę się powietrzem. Cholera, co jest?
Próbuję
przypomnieć sobie, co się wydarzyło w ostatnim czasie.
Oh,
niemal natychmiast wracają do mnie wspomnienia z tego feralnego autobusu. Dokładnie
pamiętam, co się stało. Ciężarówka uderzyła w pojazd, w którym się znajdowałam.
Upadłam na... tajemniczego, przerażającego nieznajomego, który mówił dziwne
rzeczy, a potem... No cóż, potem był już tylko ból.
A
jednak przeżyłam. Tylko, gdzie ja jestem?
Ostrożnie
podnoszę się do pozycji siedzącej i dotykam swoich oczu. Skórę mam zimną, a
dłonie niemal lodowate. Przydałby się koc i gorąca herbata.
–
Przepraszam? Halo? Jest tutaj ktoś? – Mówię niepewnie.
Potwornie
boli mnie głowa, a im usilniej próbuję otworzyć oczy, tym więcej przysparzam
sobie cierpienia.
Powoli
stawiam stopy na posadzce, kiedy ktoś łapie mnie za ramiona i przyciska z powrotem
do materaca.
–
Nie wstawaj! Jeszcze nie powinnaś! – Odzywa się mężczyzna nieco zirytowany.
Kojarzę
ten głos. Już go kiedyś słyszałam. Czy nie należał on do lekarza, który
opiekował się moją siostrą? Nie... To ktoś młody.
–
Gdzie jestem? Co się ze mną stało? – Pytam cicho, powoli wpadając w panikę.
Wciąż
próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę. To frustrujące! Mężczyzna muska opuszkami
palców moje skronie. Jest jeszcze chłodniejszy niż ja. Wzdrygam się.
– To
długa historia – odpowiada ponuro i siada na brzegu mojego materaca.
–
Pamiętam wypadek. Czy jestem teraz w szpitalu? Byli tu moi rodzice?
Zapada
cisza. Nie słyszę nawet oddechu nieznajomego, ale wiem, że wciąż przy mnie siedzi.
–
Błagam, powiedz mi, co się dzieje!
Mężczyzna
wzdycha i wstaje. Chciałabym spojrzeć na niego, wyczytać coś z jego twarzy,
poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania i ukoić lęk.
–
Dobrze – rzuca oschle. – Opowiem ci wszystko, ale musisz obiecać, że nie
wpadniesz w panikę i nie będziesz mi przerywać.
Czy
mam jakiś inny wybór? – Myślę zdenerwowana.
Potulnie
kiwam głową. W takiej sytuacji moje serce powinno walić jak szalone, a jednak nie
czuję jego bicia. Może zostało uszkodzone podczas wypadku?
Mężczyzna
pochyla się nade mną i zakrapla mi coś do oczu. Płyn jest nieprzyjemnie żrący i
zmusza mnie do płaczu.
Automatycznie
prostuję się i siadam na łóżku.
–
Za chwilę powinnaś odzyskać wzrok – mówi mężczyzna.
Ostrożnie
unoszę powieki i zerkam na niego.
–
O Boże... – Szepczę, przerażona. – To ty...
Jego
tęczówki są tak czarne jak źrenice, a włosy ciemne niczym niebo za oknem. Jego
twarz jest pełna ostrych rysów i jakiegoś chłodu oraz obojętności, które czynią
ją maską niepodobną do ludzkiej twarzy.
Mam
ochotę wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej. Niestety, mężczyzna najwyraźniej
odczytuje moje intencje, bo kładzie lodowate dłonie na moich ramionach i niemal
wbija mnie w materac.
–
Wysłuchaj mnie, zanim wysuniesz jakiekolwiek wnioski – mówi chłodno i rzeczowo.
Łapię
urywany wdech i odsuwam się od niego. Przyciskam plecy do wilgotnego muru i
podciągam kolana pod brodę.
Dopiero
wtedy zaczynam rozglądać się dookoła. Jestem w dość dużym pomieszczeniu. Ściany
są nieotynkowane, widać kamienie, z których są zbudowane. Oprócz wąskiej pryczy
jest tu jeszcze niewielka komoda, stół z jednym krzesłem i okno z widokiem na
bezgwiezdne niebo.
W
powietrzu wyczuwam jakąś dziwną woń, jakby... hm... stęchlizny.
Czy
ten wariat mnie porwał?!
–
Eve, pamiętasz wypadek, tak?
Ostrożnie
kiwam głową, nie zważając na ból.
–
Ty... ty tam zginęłaś. Jesteś... martwa, Eve.
Spodziewałam
się usłyszeć wszystko. Wszystko tylko nie to. Jakbyście zareagowali gdyby ktoś
wam powiedział, że nie żyjecie? Przecież... to niemożliwe...
–
Co? – Pytam zaszokowana. – Martwa? Kim jesteś i jak śmiesz mówić coś takiego?!
Czuję,
że za chwilę się rozpłaczę. Zaczynam się trząść. Patrzę na nieznajomego, próbując
wyczytać coś z jego twarzy.
Mężczyzna
prostuje się i spogląda na mnie. Jest bardzo wysoki, szczupły, ale umięśniony.
Ma smukłe blade ręce i długie palce.
– Jestem
Panem Ciemności – mówi ponuro. – Zwanym, w waszym świecie, także Śmiercią.
Nie
wytrzymuję i zrywam się z materaca, czego natychmiast żałuję. W jednej chwili
uświadamiam sobie, że nie mam szans z tym dziwakiem. Jest większy i silniejszy
ode mnie. Nie ucieknę...
–
Obiecałaś mnie wysłuchać – przypomina niezbyt uprzejmie.
–
Chyba wiem już wystarczająco dużo – mruczę, kręcąc głową z niedowierzaniem.
–
Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie – odzywa się mężczyzna, nieco spokojniej i
ciszej, łapiąc mnie za nadgarstki i patrząc głęboko w oczy. – Ale to prawda,
Eve. Nie odebrałem ci życia z własnej woli. To Bóg tak chciał. Nie miałem nic
do powiedzenia. Pomimo tej całej otoczki związanej z moją osobą, jestem
zaledwie pionkiem w Jego rękach.
–
To Bóg tak chciał? – Powtarzam, czując ciepłe łzy na policzkach.
W
spojrzeniu Śmierci pojawia się coś na kształt strachu i niepewności. Puszcza
mnie, jakbym go oparzyła, i odsuwa się.
–
To samo mówił ksiądz, kiedy omal nie umarłam z żalu nad grobem narzeczonego. To
samo mówili lekarze, gdy moja siostra umierała na raka na rękach własnej matki
i oczach swoich dzieci. To Bóg tak chciał?! Dobrze, w takim razie, wyślij mnie
do niego, bo mam mu wiele do powiedzenia! – Wrzeszczę.
Mam
ochotę zwinąć się w kłębek i zniknąć.
– Rozumiem
twój żal, Eve. Myślisz, że ja byłem szczęśliwy, przychodząc po Cassie?
–
Ty... Ty znasz jej imię? – Dukam, pomiędzy spazmami płaczu.
Mężczyzna
siada na łóżku, opiera łokcie na kolanach i pochyla głowę w dół. Teraz widzę w
nim Śmierć – staruszka uwięzionego w ciele młodzieńca, zmęczonego czasem, przeżyciami,
doświadczeniami, egzystencją.
– Odebrałem
życie każdej osobie, która kiedykolwiek umarła – szepcze cicho. – Niektórzy zapadają
w pamięć. Twoja siostra... Wiesz jak jesteś do niej podobna? Ona też była pełna
goryczy i żalu. A jednak pokonała Ostatni Most, przeszła przez Rzekę
Zapomnienia i... jest teraz gdzieś po drugiej stronie. To minie, Eve. Minie żal
i gniew. Nie chciałem cię budzić, bo bałem się. Bałem się właśnie tego. Wiem,
co przeżyłaś. Wiem, że straciłaś siostrę i narzeczonego. Każde życie kiedyś się
kończy. Ty już miałaś swoją szansę. Daj ją teraz komuś innemu.
Jego
głos jest spokojny i melancholijny. Ogarnia mnie potworny smutek, a także
wyrzuty sumienia. Osuwam się na ziemię i opieram głowę o łóżko przy kolanach
mężczyzny. Chowam twarz w dłoniach i zaczynam gorzko łkać.
–
Moi rodzice... Boże, oni stracili już wszystkich – szlocham. – Jak mogłeś do
tego dopuścić?! Nie mają już nikogo... Mama, ach, przecież ona tego nie
wytrzyma!
Śmierć
milczy, kiedy ja bluźnię i rzewnie płaczę. W końcu czuję się wykończona tym
wszystkim i mam ochotę zapaść w sen.
–
Co się teraz ze mną stanie? – Pytam w końcu po długiej chwili ciszy.
–
Przeprowadzę cię przez Ostatni Most. Potem będziesz mogła zatrzymać się na
jakiś w Mieście, ale z czasem Rzeka Zapomnienia zacznie się o ciebie upominać. Będziesz
musiała przez nią przejść.
–
I co będzie potem? Niebo czy Piekło?
Mężczyzna
waha się. Przez jego bladą twarz przemyka jakiś cień. Wzrusza ramionami i
wzdycha.
–
To nie ja o tym decyduję. Zostaniesz osądzona przez Boga ze swych uczynków. Nie
wiem, co się dzieje potem. Jestem tylko Panem Ciemności.
Drżę
po raz kolejny, ale odważam się podnieść wzrok na mężczyznę.
–
Masz jakieś imię?
Uśmiecha
się, ale jest to najsmutniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
–
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś mnie o to spytał – szepcze, nie
spoglądając na mnie. – Alexander, nazywam się Alexander.
Nie
wiem, kto w tej chwili jest bardziej zrozpaczony – ja czy on?