*Alexander
Kiedy się
urodziłem ? Hm, dobre pytanie. Może powstałem, gdy Biblijna Ewa zerwała owoc
z zakazanego drzewa? A może nastąpiło to z chwilą śmierci pierwszego człowieka?
Ja sam – Pan Zaświatów,
Wieczny Podróżnik, Mroczny Kosiarz, czy jak mnie tam nazywacie po swojej
stronie – nie wiem.
Nie mam pojęcia od ilu
stuleci już to robię. Każdy dzień wygląda tak samo – zmieniają się tylko
ludzie.
Ludzie...
Kim dla mnie są?
Jestem w chwili, gdy
umierają, przeprowadzam ich przez Ostatni Most, a potem przez Rzekę
Zapomnienia.
Czy ich pamiętam? Tylko
niektórych. Nie warto przecież przywiązywać się do martwych, prawda?
Wyobrażacie sobie moje
życie? Codziennie towarzyszę komuś przy śmierci – w najtragiczniejszym momencie jego egzystencji. Czasem nawet potrafię rozpoznać, gdzie trafią potem: czy do
nieba, czy do piekła, ale nie mogę im zdradzić tego, co ich czeka – takie są
zasady Życia Umarłych.
– Panie – do moich uszu
dociera cichy, łagodny głos Aurelli.
Otwieram oczy, chociaż nawet
nie zdążyłem zasnąć. Miałem wyjątkowo
dużo pracy w ostatnim czasie i czuję się potwornie zmęczony.
Patrzę na dziewczynę.
Pochyla złotowłosą głowę i stara się nie patrzeć mi w oczy. Nawet nie ma pojęcia
jak bardzo wyróżnia się na tle ciemnych, surowych ścian mojego schronienia.
Lubię tę jej różność.
– Tak? – Odzywam się,
opierając brodę na dłoni.
– Ja... Wydaje mi się, że
jest coś, co powinieneś zobaczyć – mówi niepewnie.
Marszczę czoło i mrużę
oczy, próbując przypomnieć sobie, czy zajmuję się jakąś sprawą niecierpiącą
zwłoki. Ah, nawet na chwilę nie mogę zaznać wytchnienia...
– Prowadź, Aurellio.
Wstaję z tronu, na którym
zwykłem spędzać większość wolnego czasu. Lubię moje ciemne, puste i chłodne
schronienie. Tylko tutaj mogę być sam.
Dziewczyna opuszcza mury
budynku, a potem kieruje się na północ, ku przepaści, nad którą znajduje się
Ostatni Most.
Mijani przez nas
Ghosterzy, pochylają przede mną głowy na znak szacunku. Nie mają nic do zrobienia?
Na pewno znalazłbym im jakieś dusze...
Ja i Aurellia poruszamy się
szybko i bezszelestnie w górę Miasta. Droga jest kręta i ciemna, ale znamy ją
lepiej niż własną kieszeń.
Po chwili docieramy na
szczyt wzniesienia, gdzie we mgle jest skąpany Ostatni Most. Wygląda niepokojąco,
wręcz przerażająco, ale właściwie to całe Miasto takie jest – wiecznie ciche, wiecznie
ciemne. Tutaj nigdy nie wschodzi słońce, nigdy nie pojawiają się gwiazdy, ani
księżyc. Wszystko jest mroczne – mroczne jak Śmierć, czyli jak ja.
– Pamiętasz tego faceta,
który nie chciał przejść przez Rzekę Zapomnienia, bo wciąż wspominał swoją
narzeczoną? – Pyta Aurellia.
Zatrzymujemy się przed
wejściem na Most. Mgła wije nam się u stóp; jest gęsta i czarna jak smoła.
Wydostaje się z niezmierzonej otchłani. To stamtąd czerpię informacje na temat
osób, których czas dobiegał końca, jednak to nie ja o tym decyduję. Ja tylko
wykonuję rozkazy Najwyższego. Nieraz miałem ochotę sprzeciwić się mu –
zwłaszcza na początku. Często odbieram życie młodym osobom, dzieciom,
noworodkom, płodom.
To straszne mieć na
sumieniu śmierć wszystkich ludzi świata. Dlatego już bardzo dawno temu,
wyłączyłem swoje uczucia – łatwiej jest nie kochać, nie lubić, nie darzyć
przyjaźnią, ani szacunkiem w świecie, gdzie nie ma nic prócz śmierci.
– Spójrz tam, Panie –
odzywa się Aurellia, wskazując mi ręką miejsce w otchłani.
Kiwam głową i wchodzę na
Most. Opieram się o mosiężną, czarną balustradę, zamykam na chwilę oczy i biorę
głęboki wdech.
– Eve Leighton – szepczę do
siebie.
Moja złotowłosa zastępczyni
usłyszała to. Nawet nie zauważyłem, kiedy stanęła tuż za mną. Nie patrzę na
nią. Nie chcę jej pokazywać jak bardzo, gdzieś tam w głębi mojego lodowatego
serca, ta informacja mną wstrząsnęła.
– Mam się tym zająć? –
Pyta niepewnie.
Prostuję się. Nie mogę
przecież okazywać słabości. Codziennie odbieram komuś życie – jedna duszą, w tą
czy w tą.
– Nie, Aurellio –
odpowiadam. – Zrobię to sam.
Przez chwilę milczymy.
Czuję metaliczny posmak na języku i nieprzyjemny zapach stęchlizny – to z
otchłani. Trafiają tam dusze skazane na wieczne potępienie.
– Będzie cierpieć – dodaje
dziewczyna.
Patrzę na nią. Nie jest
typowym Ghosterem – czasem udaje jej się zdobyć na jakiś ludzki odruch. Kiedyś
nawet widziałem jej uśmiech, ale tylko raz.
Mierzymy się spojrzeniami
– jej chłodne, błękitne oczy przeciwko moim czarnym jak otchłań, nad którą stoimy.
– Pójdę już, Panie – mówi
cicho i odwraca wzrok.
– Zrób sobie już dzisiaj
wolne, Aurellio – odpowiadam. – Powierz swoje obowiązki, Tymoteuszowi.
Dziewczyna odchodzi, a ja
zostaję sam z moimi myślami.
Czuję się staro, jakbym...
egzystował zbyt długo, stanowczo zbyt długo. Ale czekają na mnie miliony ludzi.
Miliony ludzi, których życie właśnie dobiega końca.
Ponownie patrzę w otchłań
na Eve Leighton.
Widzę jej oczy – szare i
smutne. To najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. A, uwierzcie mi,
widziałem miliardy oczu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz