Linki

http://opowi.pl

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 4

* Eve


Głowa pęka mi w szwach. Czuję ucisk w potylicy i mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Jestem potwornie spragniona.
Wyciągam rękę i próbuję sięgnąć po szklankę, która zawsze stoi na szafce obok mojego łóżka. Nie mogę otworzyć oczu. Mam wrażenie, że ktoś skleił mi powieki.
Biorę głęboki wdech i niemal krztuszę się powietrzem. Cholera, co jest?
Próbuję przypomnieć sobie, co się wydarzyło w ostatnim czasie.
Oh, niemal natychmiast wracają do mnie wspomnienia z tego feralnego autobusu. Dokładnie pamiętam, co się stało. Ciężarówka uderzyła w pojazd, w którym się znajdowałam. Upadłam na... tajemniczego, przerażającego nieznajomego, który mówił dziwne rzeczy, a potem... No cóż, potem był już tylko ból.
A jednak przeżyłam. Tylko, gdzie ja jestem?
Ostrożnie podnoszę się do pozycji siedzącej i dotykam swoich oczu. Skórę mam zimną, a dłonie niemal lodowate. Przydałby się koc i gorąca herbata.
– Przepraszam? Halo? Jest tutaj ktoś? – Mówię niepewnie.
Potwornie boli mnie głowa, a im usilniej próbuję otworzyć oczy, tym więcej przysparzam sobie cierpienia.
Powoli stawiam stopy na posadzce, kiedy ktoś łapie mnie za ramiona i przyciska z powrotem do materaca.
– Nie wstawaj! Jeszcze nie powinnaś! – Odzywa się mężczyzna nieco zirytowany.
Kojarzę ten głos. Już go kiedyś słyszałam. Czy nie należał on do lekarza, który opiekował się moją siostrą? Nie... To ktoś młody.
– Gdzie jestem? Co się ze mną stało? – Pytam cicho, powoli wpadając w panikę.
Wciąż próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę. To frustrujące! Mężczyzna muska opuszkami palców moje skronie. Jest jeszcze chłodniejszy niż ja. Wzdrygam się.
– To długa historia – odpowiada ponuro i siada na brzegu mojego materaca.
– Pamiętam wypadek. Czy jestem teraz w szpitalu? Byli tu moi rodzice?
Zapada cisza. Nie słyszę nawet oddechu nieznajomego, ale wiem, że wciąż przy mnie siedzi.
– Błagam, powiedz mi, co się dzieje!
Mężczyzna wzdycha i wstaje. Chciałabym spojrzeć na niego, wyczytać coś z jego twarzy, poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania i ukoić lęk.
– Dobrze – rzuca oschle. – Opowiem ci wszystko, ale musisz obiecać, że nie wpadniesz w panikę i nie będziesz mi przerywać.
Czy mam jakiś inny wybór? – Myślę zdenerwowana.
Potulnie kiwam głową. W takiej sytuacji moje serce powinno walić jak szalone, a jednak nie czuję jego bicia. Może zostało uszkodzone podczas wypadku?
Mężczyzna pochyla się nade mną i zakrapla mi coś do oczu. Płyn jest nieprzyjemnie żrący i zmusza mnie do płaczu.
Automatycznie prostuję się i siadam na łóżku.
– Za chwilę powinnaś odzyskać wzrok – mówi mężczyzna.
Ostrożnie unoszę powieki i zerkam na niego.
– O Boże... – Szepczę, przerażona. – To ty...
Jego tęczówki są tak czarne jak źrenice, a włosy ciemne niczym niebo za oknem. Jego twarz jest pełna ostrych rysów i jakiegoś chłodu oraz obojętności, które czynią ją maską niepodobną do ludzkiej twarzy.
Mam ochotę wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej. Niestety, mężczyzna najwyraźniej odczytuje moje intencje, bo kładzie lodowate dłonie na moich ramionach i niemal wbija mnie w materac.
– Wysłuchaj mnie, zanim wysuniesz jakiekolwiek wnioski – mówi chłodno i rzeczowo.
Łapię urywany wdech i odsuwam się od niego. Przyciskam plecy do wilgotnego muru i podciągam kolana pod brodę.
Dopiero wtedy zaczynam rozglądać się dookoła. Jestem w dość dużym pomieszczeniu. Ściany są nieotynkowane, widać kamienie, z których są zbudowane. Oprócz wąskiej pryczy jest tu jeszcze niewielka komoda, stół z jednym krzesłem i okno z widokiem na bezgwiezdne niebo.
W powietrzu wyczuwam jakąś dziwną woń, jakby... hm... stęchlizny.
Czy ten wariat mnie porwał?!
– Eve, pamiętasz wypadek, tak?
Ostrożnie kiwam głową, nie zważając na ból.
– Ty... ty tam zginęłaś. Jesteś... martwa, Eve.
Spodziewałam się usłyszeć wszystko. Wszystko tylko nie to. Jakbyście zareagowali gdyby ktoś wam powiedział, że nie żyjecie? Przecież... to niemożliwe...
– Co? – Pytam zaszokowana. – Martwa? Kim jesteś i jak śmiesz mówić coś takiego?!
Czuję, że za chwilę się rozpłaczę. Zaczynam się trząść. Patrzę na nieznajomego, próbując wyczytać coś z jego twarzy.
Mężczyzna prostuje się i spogląda na mnie. Jest bardzo wysoki, szczupły, ale umięśniony. Ma smukłe blade ręce i długie palce.
– Jestem Panem Ciemności – mówi ponuro. – Zwanym, w waszym świecie, także Śmiercią.
Nie wytrzymuję i zrywam się z materaca, czego natychmiast żałuję. W jednej chwili uświadamiam sobie, że nie mam szans z tym dziwakiem. Jest większy i silniejszy ode mnie. Nie ucieknę...
– Obiecałaś mnie wysłuchać – przypomina niezbyt uprzejmie.
– Chyba wiem już wystarczająco dużo – mruczę, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie – odzywa się mężczyzna, nieco spokojniej i ciszej, łapiąc mnie za nadgarstki i patrząc głęboko w oczy. – Ale to prawda, Eve. Nie odebrałem ci życia z własnej woli. To Bóg tak chciał. Nie miałem nic do powiedzenia. Pomimo tej całej otoczki związanej z moją osobą, jestem zaledwie pionkiem w Jego rękach.
– To Bóg tak chciał? – Powtarzam, czując ciepłe łzy na policzkach.
W spojrzeniu Śmierci pojawia się coś na kształt strachu i niepewności. Puszcza mnie, jakbym go oparzyła, i odsuwa się.
– To samo mówił ksiądz, kiedy omal nie umarłam z żalu nad grobem narzeczonego. To samo mówili lekarze, gdy moja siostra umierała na raka na rękach własnej matki i oczach swoich dzieci. To Bóg tak chciał?! Dobrze, w takim razie, wyślij mnie do niego, bo mam mu wiele do powiedzenia! – Wrzeszczę.
Mam ochotę zwinąć się w kłębek i zniknąć.
– Rozumiem twój żal, Eve. Myślisz, że ja byłem szczęśliwy, przychodząc po Cassie?
– Ty... Ty znasz jej imię? – Dukam, pomiędzy spazmami płaczu.
Mężczyzna siada na łóżku, opiera łokcie na kolanach i pochyla głowę w dół. Teraz widzę w nim Śmierć – staruszka uwięzionego w ciele młodzieńca, zmęczonego czasem, przeżyciami, doświadczeniami, egzystencją.
– Odebrałem życie każdej osobie, która kiedykolwiek umarła – szepcze cicho. – Niektórzy zapadają w pamięć. Twoja siostra... Wiesz jak jesteś do niej podobna? Ona też była pełna goryczy i żalu. A jednak pokonała Ostatni Most, przeszła przez Rzekę Zapomnienia i... jest teraz gdzieś po drugiej stronie. To minie, Eve. Minie żal i gniew. Nie chciałem cię budzić, bo bałem się. Bałem się właśnie tego. Wiem, co przeżyłaś. Wiem, że straciłaś siostrę i narzeczonego. Każde życie kiedyś się kończy. Ty już miałaś swoją szansę. Daj ją teraz komuś innemu.
Jego głos jest spokojny i melancholijny. Ogarnia mnie potworny smutek, a także wyrzuty sumienia. Osuwam się na ziemię i opieram głowę o łóżko przy kolanach mężczyzny. Chowam twarz w dłoniach i zaczynam gorzko łkać.
– Moi rodzice... Boże, oni stracili już wszystkich – szlocham. – Jak mogłeś do tego dopuścić?! Nie mają już nikogo... Mama, ach, przecież ona tego nie wytrzyma!
Śmierć milczy, kiedy ja bluźnię i rzewnie płaczę. W końcu czuję się wykończona tym wszystkim i mam ochotę zapaść w sen.
– Co się teraz ze mną stanie? – Pytam w końcu po długiej chwili ciszy.
– Przeprowadzę cię przez Ostatni Most. Potem będziesz mogła zatrzymać się na jakiś w Mieście, ale z czasem Rzeka Zapomnienia zacznie się o ciebie upominać. Będziesz musiała przez nią przejść.
– I co będzie potem? Niebo czy Piekło?
Mężczyzna waha się. Przez jego bladą twarz przemyka jakiś cień. Wzrusza ramionami i wzdycha.
– To nie ja o tym decyduję. Zostaniesz osądzona przez Boga ze swych uczynków. Nie wiem, co się dzieje potem. Jestem tylko Panem Ciemności.
Drżę po raz kolejny, ale odważam się podnieść wzrok na mężczyznę.
– Masz jakieś imię?
Uśmiecha się, ale jest to najsmutniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
– Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś mnie o to spytał – szepcze, nie spoglądając na mnie. – Alexander, nazywam się Alexander.
Nie wiem, kto w tej chwili jest bardziej zrozpaczony – ja czy on?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz