Linki

http://opowi.pl

czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 3

* Alexander

Chyba z godzinę stałem nad Otchłanią i patrzyłem na młodą dziewczynę, której śmierć pokazała mi Aurellia. Nie chcę, żeby cierpiała – doświadczyła już wystarczająco wiele zła.
Pewnie się dziwicie, prawda? Śmierć rozpaczająca nad losem człowieka – doprawdy żałosne. Powinienem wziąć się w garść, powierzyć ją komuś innemu i w końcu odpocząć.
Tak, jestem bardzo zmęczony... Zmęczony byciem Panem Ciemności.

Nawet nie wiem, kiedy postanowiłem tutaj przyjść. Do tej pory opuszczałem Miasto, tylko wtedy, gdy musiałem, dlatego nie sądziłem, że będzie tu... tak jasno i zimno.
Ulice, chodniki, dachy budynków, samochody i tramwaje pokrywa kilkucentymetrowa warstwa białego puchu. Pomimo, że słońce zasłoniły szare chmury, blask bijący od tego miejsca, rani mnie w oczy. Cholera, nie wiem jak długo tutaj wytrzymam.
Idę szybko, starając się nie patrzeć na przechodniów. Pod tą postacią, wyróżniam się. Powinienem był założyć inne ubrania, albo przybrać postać jakiegoś śmiertelnika.
W końcu docieram do księgarni, w której pracuje ta dziewczyna. Mam nadzieję, że dzisiaj także tam jest.
Zatrzymuję się przed drzwiami i przez chwilę zastanawiam się czy, aby nie powinienem wrócić do Miasta – tam, gdzie moje miejsce. To, co robię, to wykroczenie; nie mogę kontaktować się ze śmiertelnikami przed ich odejściem – to może zaburzyć równowagę pomiędzy naszymi światami.
W końcu naciskam na klamkę i wchodzę do środka. Uderza we mnie fala gorącego, przyjemnego powietrza. Ah, chyba jeszcze nigdy nie czułem tak błogiego ciepła.
Strzepuję płatki białego puchu z moich włosów i rozglądam się. Zauważam ją. Stoi przy regale z książkami fantasy, w rękach trzyma fioletowy kubek z napisem: „Dla najlepszej dziewczyny pod słońcem”.
Nie sądziłem, że jest tak drobna i krucha. W wielkim, czarnym swetrze wygląda jak pięciolatka, przymierzająca ubrania matki. Twarz ma bladą, usta lekko rozchylone w zaskoczeniu, a oczy wielkie i niepewne.
Nie mogę oderwać od niej wzroku. Ma w sobie coś magnetyzującego i mrocznego. Po chwili dostrzegam aurę ciemności wokół niej i już wiem, że na pewno nie zbłądziłem. To musi być Eve.
– Jesteś gotowa?
Jak ja mogłem powiedzieć to na głos?! Chyba na chwilę zapomniałem, że jestem widzialny dla każdego śmiertelnika...
Eve patrzy na mnie zdziwiona i zaniepokojona. Szybko opuszczam księgarnię, zanim doprowadzę ją do zawału i zatrzymuję się na rogu ulicy. Opieram się o zimny mur i spuszczam głowę. Muszę się uspokoić.
– Wszystko w porządku? – Zaczepia mnie jakaś uprzejma kobieta, dotykając mojego ramienia.
Wzdrygam się i niemal odskakuję w bok. Nienawidzę być dotykany i Po Drugiej Stronie, nikt nie ma prawa tego robić bez pozwolenia.
Uciekam od przechodniów, którzy nawet po zmierzchu i w półmroku, zwracają uwagę na mój nietypowy ubiór. Mimowolnie wracam pod księgarnię.
Ukradkiem przyglądam się Eve, która zmywa podłogę, wyciera półki i chyba coś nuci pod nosem. Nie powinienem tego robić, wiem. Ale nie potrafię oderwać od niej wzroku. Jest taka smutna. Smutna i piękna w swojej melancholii.
Czasem uśmiecha się sama do siebie, jakby przypomniała sobie jakąś zabawną historię. Jak mogę odebrać jej życie? Jak mogę zabrać ją stąd – od księgarni, od rodziny, przyjaciół, Michigan?
Robiłem to już miliardy razy, a jednak teraz nie potrafię tak po prostu odebrać jej oddech, przeprowadzić przez Ostatni Most, zanurzyć w Rzece Zapomnienia i odprawić na Sąd Ostateczny.
– Tak myślałam, że cię tutaj znajdę, Panie – szepcze mi Aurellia do ucha.
– Śledzisz mnie? – Staram się nie podnosić głosu, ale jestem zdenerwowany; nie ma prawa mnie kontrolować.
– Mam robotę niedaleko stąd. Zauważyłam cię, Panie, i...
– I co? – Rzucam oschle.
Dziewczyna robi krok do tyłu, pochyla głowę i potrząsa nią.
– Nie zrobisz tego, prawda? – Zgaduje.
Wytrzymuję błagalne spojrzenie jej błękitnych oczu. Jestem pewien, że gdyby był tutaj ze mną jakiś inny Ghoster, nawet nie wziąłby pod uwagę darowania życia jakiejś śmiertelniczce. Ale Aurellia jest... uczuciowa. Ona byłaby do tego zdolna.
Patrzę na nią twardo i zaciskam usta w wąską linię.
– Przemyśl to, Czarny Książę – mówi cicho i rozpływa się w powietrzu.

* Eve

Budzę się na chwilę, aby sprawdzić, która jest godzina. Za niedługo autobus powinien zatrzymać się na moim przystanku i nie chcę go przegapić.
Ślamazarnie wyciągam telefon z kieszeni kurtki, ale niestety wyślizguje mi się i upada na podłogę. Sięgając po niego, uderzam głową w siedzenie i cicho klnę pod nosem. Cholerna komunikacja miejska...
Zerkam na zegarek. Hm... 18:27. O tej godzinie wsiadłam do autobusu, więc jak to możliwe, że nie upłynęła ani minuta od tamtego czasu?
Rozglądam się dookoła. Dzieci milczą, a ich matka spogląda przez okno niewidzącym wzrokiem. Pan Joe czyta gazetę, a pijany nastolatek drzemie.
Kręcę głową i mruczę:
– Dziwne...
– Co jest dziwne?
Na chwilę tracę oddech i omal nie spadam z siedzenia. Moje serce przyspiesza, a ciało przeszywa zimny dreszcz.
Obok mnie siedzi tajemniczy nieznajomy, który nawiedził mnie dzisiaj w księgarni. Lekko się garbi, jest śmiertelnie blady i wygląda na niezwykle strudzonego i zmęczonego. Jest młody, bardzo młody, a jednak jego czarne oczy zdają się należeć do jakieś staruszka – są pełne bólu, utrapienia, tęsknoty i cierpienia.
Ostrożnie odsuwam się od niego.
– Kim jesteś i dlaczego mnie prześladujesz? – Pytam zaniepokojona.
Mężczyzna marszczy czoło i drapie się po brodzie pokrytej kilkudniowym zarostem. Dopiero wtedy zauważam jak ciemny kolor mają jego włosy: są czarne jak bezgwiezdna noc, jak bezkresna otchłań...
– To chyba moja... praca – odpowiada cicho.
Ze świstem zasysam powietrze i zastanawiam się, kiedy będę mogła w końcu wysiąść.
– Już nigdy stąd nie wyjdziesz – mówi nieznajomy.
– Czytasz mi w myślach?
Zamieram ze strachu. Każda komórka mojego ciała krzyczy: „Uciekaj, Eve, uciekaj!”. Próbuję zebrać myśli, ale czarne oczy mężczyzny rozpraszają mnie.
– Nie – jego głos jest pusty i chłodny, ale słychać w nim jakąś nutę melancholii i spokoju. – Domyślam się, że jesteś przerażona. Nie znasz mnie. Pewnie gdybym był na twoim miejscu, także bym się tak zachowywał.
Głośno przełykam ślinę i przysuwam się do szyby, aby znaleźć się jak najdalej od tajemniczego mężczyzny. On pochyla głowę w dół i splata dłonie między kolanami.
– Muszę wysiąść, muszę wysiąść – powtarzam jak szalona.
– Nie musisz. Już nic nie musisz, Eve.
– Skąd znasz moje imię?
Tego już za wiele! Zrywam się z siedzenia i próbuję ominąć nieznajomego. On jednak porusza się znacznie szybciej niż to w ogóle możliwe, łapie mnie za ramiona i sadza z powrotem.
Kiedy jego dłonie dotykają mojej skóry, przechodzi mnie dreszcz, a nogi uginają się pode mną. Czuję się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. Patrzę na niego, oniemiała.
On wie, co czuję. Twarz ma piękną, ale jakby wyciosaną z kamienia. To piękno nie z tego świata
– Przyszedłem po ciebie – mówi cicho i porywa mnie w swoje ramiona.
Próbuję się wyrwać, ale rozlega się ogłuszający huk. Błyskają światła, a autobus zgina się wpół. Rozrywający ból promieniuje od mojej głowy przez całe ciało. Upadam na nieznajomego i zaczynam krzyczeć. Coś strzela w moim kręgosłupie. Pojazd dachuje. Ludzie krzyczą.
Pan Joe właśnie wypadł przez rozbite okno. Matka z dziećmi, zostali przygnieceni siedzeniami, a nastolatek siedzi przebity metalową barierką i krwawi.
Ciemność zaczyna ogarniać mój umysł. Cierpię. Tak potwornie cierpię...
Nieznajomy chyba gdzieś zniknął, bo nie czuję już jego obecności. Wypadłam z autobusu, ponieważ na twarzy mam śnieg.
Boli. Boli. Boli.
Wiem, że umieram. Takie rzeczy się czuje. A jednak nie rozpaczam. Nic mnie już tutaj nie trzyma. Nic. Ani rodzina, ani przyjaciele, ani praca. Nic, poza czarnymi oczami nieznajomego...

*Alex

Nie chcę na to patrzeć, ale muszę poczekać, aż Eve umrze. To potworne, wręcz makabryczne.
W autobus uderzyła ciężarówka. Droga była śliska, żaden z kierowców nie miał możliwości manewru.
Przeżyli wszyscy oprócz Eve.
Wszyscy oprócz tej drobnej, nieszczęśliwej dziewczyny.
Bardzo chciałem jej pomóc, ale nic nie mogłem zrobić. Przecież nie sprzeciwię się Bogu...
Eve wypadła z autobusu przez uszkodzone drzwi. Ciężarówka uderzyła akurat w miejsce, w którym ona siedziała ze mną. Ma złamany kręgosłup, wybity bark, krwotok wewnętrzny i obrzęk mózgu. Leży na białym śniegu jak szmaciana lalka w ciemnej aureoli swoich długich włosów. Wokół niej jest mnóstwo krwi.
Ludzie krzyczą i dramatyzują. Gdzieś w oddali słychać sygnał służb ratunkowych. Ale nie zdążą na czas.
Już nie uratują Eve.
Stoję nad dziewczyną i słyszę jej słabnące serce oraz nierówny oddech. Po chwili milknie.
Eve Leighton umarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz