*
Alexander
Nie
powinienem był tego robić. Nie powinienem być przy Eve, kiedy się budziła. Nie
powinienem jej zdradzać swojego imienia, rozmawiać z nią i tak często dotykać.
Mam
ochotę rwać włosy z głowy za swoją głupotę.
Już
kiedyś postąpiłem podobnie i skończyło się to bardzo, bardzo źle...
Stoję
na Ostatnim Moście i patrzę w otchłań. Widzę strzępki wydarzeń, słyszę miliony
rozmów żywych ludzi, które tutaj są zaledwie niezrozumiałym szumem.
Muszę
przyprowadzić tutaj Eve jak tylko w pełni dojdzie do siebie. Nikt nie może
wstąpić do Miasta bez uprzedniego wyleczenia powierzchownych ran.
– Jesteś
z siebie dumny?!
W
zamyśleniu nie zdążam się odsunąć, kiedy Aurellia popycha mnie i omal nie
wpadam w otchłań.
–
Oszalałaś?! Jak śmiesz tak mnie traktować?!
Dziewczyna
niemal kipi ze złości. Włosy ma niesfornie potargane, twarz chłodną, a oczy
płonące złością. Jesteśmy ze sobą blisko, to jedyna osoba, która wie o mnie
prawie wszystko. Jednak to zniewaga traktować mnie w ten sposób w miejscu,
gdzie każdy może nas zauważyć!
– Przestań
pieprzyć! – Krzyczy. – Zabiłeś ją! Dopuściłeś do tego! Jak śmiałeś?! Jak mogłeś
jej to zrobić?!
Czuję,
że Aurellia za chwilę posunie się o krok za daleko, dlatego zakrywam jej usta
dłonią i przypieram do metalowej balustrady. Próbuje się wyrwać, ale jest tylko
drobną blondyneczką, więc nie jest w stanie mnie odepchnąć.
–
Jeszcze słowo, a wylądujesz w piekle razem z tymi, którzy na to zasłużyli –
syczę zirytowany. – Nie zapominaj, kim jestem!
Puszczam
ją i otrzepuję swoje spodnie, a potem krzyżuję ramiona na klatce piersiowej.
– Nie
widzisz, co narobiłeś? – Pyta Aurellia znacznie ciszej, unikając mojego wzroku.
–
O czym mówisz? – Odzywa się ktoś cichym, drżącym głosem.
Ja
i Aurellia odwracamy się w stronę Eve, stojącej przed wejściem na most. Wygląda
trochę lepiej, ale wciąż ma przekrwione oczy i zniekształconą sylwetkę –
kręgosłup chyba źle się zrósł.
–
Jeszcze jej tutaj brakowało – mruczę zirytowany.
Biegnę
do Eve i odsuwam ją od wejścia na most. Aurellia stoi kilka metrów dalej i
przygląda nam się badawczym wzrokiem.
–
Czy pozwoliłem ci wyjść?! – Pytam chłodno.
–
Panie – upomina mnie Aurellia.
–
Milcz – rzucam w jej stronę. – Powiedziałaś już wystarczająco dużo!
Eve
spogląda to na mnie, to na nią. Jest zagubiona, ale nie głupia. Zapewne
domyśliła się, że rozmawialiśmy o niej.
– O
co chodzi? Czy ona mówiła o mnie? – Odzywa się, zaniepokojona. – Czy to prawda,
że mogłeś mnie uratować?!
Mam
ochotę udusić Aurellię. Jak śmiała podważyć mój autorytet przy Eve? Kto wie,
kto jeszcze słyszał tę rozmowę!
– Wróć
do Hospitalu, Eve – mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna
zaciska dłonie w pięści. Widzę gniew w jej oczach i chęć sprzeciwu. Buntowniczka.
–
Nie będę powtarzał dwa razy – ponawiam prośbę. – Jesteś w moim Królestwie i
nawet nie masz pojęcia jak wielką posiadam władzę.
*
Eve
Mam
ochotę zepchnąć go w tą cholerną otchłań pod Mostem. Jest bezczelny i
apodyktyczny. A jeśli ja wcale nie znajduję się „pomiędzy niebem a piekłem”,
tylko już zostałam skazana na wiecznie cierpienie?
Alexander
jest tajemniczy, chłodny i wycofany. Pomimo tego, co mówił, mam wrażenie, że
uwielbia zadawać ból i chętnie uraczyłby mnie swoimi zdolnościami.
–
Ja się nią zajmę – oferuje jasnowłosa piękność, podchodząc do nas.
Z
chęcią odsuwam się od Alexandra. Aurellia chwyta mnie pod łokieć i zaczyna
prowadzić w stronę kamiennych budynków.
Idziemy
w milczeniu. Boję się odezwać. A jeśli ona jest taka sama jak Alexander?
Droga
jest stroma, wyłożona szarymi głazami. Całe Miasto jest szaro – czarne, ponure,
skąpane w wiecznej nocy. Nie ma tutaj ani słońca, ani księżyca, ani gwiazd.
Ludzie snują się jak cienie, ubrani w ciemne stroje i czarne peleryny. Co
chwilę pojawia się ktoś nowy. Słychać płacz i krzyki.
To
naprawdę może być piekło... – Myślę, przerażona.
–
Nazywam się Aurellia – odzywa się w końcu dziewczyna, racząc mnie ciepłym
uśmiechem.
–
Eve – szepczę.
–
Wiem. Było tu o tobie głośno jeszcze przed śmiercią – śmieje się.
Czy
to zabawne? Nie sądzę. Patrzę na dziewczynę i czuję skurcz w żołądku. To
przerażające miejsce i porąbani ludzie... Nie, to nawet nie są ludzie...
–
Czyli ja naprawdę nie żyję? – Szepczę.
Aurellia
kiwa głową i otwiera przede mną metalowe drzwi do pomieszczenia, w którym
jestem odkąd się obudziłam.

Siadam
na pojedynczym krześle przy stole i wbijam wzrok w okno.
–
Czy... czy już zostałam pochowana?
–
Nie, twój pogrzeb odbędzie się dzisiaj.
–
Mogę tam iść? Wrócić na chwilę na ziemię? Tak strasznie tęsknię za rodzicami –
mówię cicho. – Pewnie są zrozpaczeni...
Aurellia
cichutko wzdycha i opiera się o drewniany stół. Jest piękna. Ma długie, blond
włosy splecione w warkocz i błękitne oczy. Ma na sobie czarny, obcisły
kombinezon i pelerynę; to wszystko nadaje jej mrocznego wyglądu.
– Będziesz
mogła to zrobić, kiedy dojdziesz do siebie. Nie wyzdrowiałaś w pełni, a to
uniemożliwia pokonanie Ostatniego Mostu – tłumaczy rzeczowo. – Poza tym tylko Pan
Ciemności może cię tam zaprowadzić.
Wbijam
wzrok w moje pokrzywione, blade palce. W pomieszczeniu panuje absolutna cisza.
Dziwnie jest nie słyszeć bicia własnego serca...
– Czy
to, co mówiłaś na Moście dotyczyło mnie? – Pytam.
Aurellia
milczy. Prostuje się i wyciąga dłoń w moją stronę.
–
To bardzo skomplikowana sprawa – odpowiada. – Niebezpiecznie jest poruszać
takie tematy. Kierował mną gniew i nie powinnam była tak się zwracać do Pana.
–
Czemu nie używasz jego imienia?
Dziewczyna
robi wielkie oczy i otwiera usta, po czym szybko je zamyka.
–
Wyjawił ci swoje imię? – Odzywa się z niedowierzaniem.
Powoli
kiwam głową, czego niemal natychmiast żałuję. Chyba powiedziałam o kilka słów
za dużo. Aurellia mierzy mnie badawczym spojrzeniem, a potem w jednej sekundzie
dobiega do drzwi.
–
Czekaj, gdzie idziesz?!
– Mam
dużo spraw do załatwienia! – Odpowiada pospiesznie. – Za chwilę ktoś tu
przyjdzie, doprowadzić cię do porządku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz