Linki

http://opowi.pl

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 9

* Eve

Kiedyś Ian namówił mnie na udział w turnieju biegowym na lokalnej imprezie. Może miałabym jakieś szanse zająć przyzwoite miejsce, ale wrodzona skłonność do pech dała wtedy o sobie znać. Tuż przed metą potknęłam się o własne sznurowadła i wyrżnęłam jak długa na oczach przyjaciół i sąsiadów.
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Jakby tego mało, upadłam tak niefortunnie, że skręciłam staw skokowy i przez następne pół roku musiałam się kurować.
Dlatego, kiedy tylko Alexander wspomniał o Turnieju, wiedziałam, iż to nie może skończyć się dobrze.
– Eve, to twoja jedyna szansa – mówi cicho, opierając łokcie na kolanach. – Nasza – poprawia się po chwili i spogląda mi w oczy. – Lucyfer nie odpuści. Zrobi wszystko, żeby cię zdobyć. Takie napady, jak ten dzisiaj, będę się powtarzać. Rozpęta się wojna... Kolejna wojna światów.
Ciężko przełykam ślinę i opieram się o kamienny stół. Patrzę na Alexandra siedzącego przede mną. Wygląda na zdesperowanego i niepewnego. Nie potrafię stwierdzić, czym przejmuje się bardziej: tym, że Lucyfer dąży do wszczęcia konfliktu i walki pomiędzy armiami jego i Pana Śmierci – czy też tym, że główną rolę w tym wszystkim odgrywam ja.
– Każdy uczestnik turnieju jest chroniony do czasu jego ukończenia, lub... przegrania – odzywa się mężczyzna. – Lucyfer nie mógłby cię wtedy skrzywdzić.
– A ciebie? – Pytam automatycznie i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego jak to brzmi.
Czerwienię się i odwracam wzrok. Przez chwilę mam wrażenie, że przez mroczną twarz Alexandra przemknął cień uśmiechu.
– Nie martw się o mnie – odpowiada. – Przeżyłem już niejedną wojnę.
Kiwam głową i siadam na krześle naprzeciwko niego. Spojrzenie jego czarnych oczu kryje jakąś tajemnicę, ale również i grozę. Jeśli ktokolwiek chciał za życia ujrzeć śmierć, to obraz tego mężczyzny zdecydowanie mógłby służyć, jako jej reklama. Za tym całym mrokiem i złem, kryje się coś pięknego.
– Jaka jest cena Turnieju? Co jeśli przegram? – Pytam, wodząc palcem po gładkim blacie stołu.
– Trafisz do Piekła – odpowiada, unikając mojego wzroku. – I nigdy nie będziesz miała szansy go opuścić. Wtedy nawet ja ci nie pomogę.
– Czyli Lucyfer osiągnie to, czego pragnie... – Szepczę.
Ja i Alexander spoglądamy na siebie w tej samej chwili i zapada głęboka cisza.
Miasto właśnie budzi się do życia. Ghosterzy sprzątają plac po nocnej bitwie, szacują straty i przygotowują się na kolejną walkę – widzę to przez niewielkie okno.
Jeśli oddam się w ręce Lucyfera, już nikt więcej nie ucierpi. Jeśli wezmę udział w Turnieju, albo przegram, albo odzyskam ludzkie życie. Stawka jest ogromna, ale przecież nie tylko ja o tym marzę... Stanę do walki z tuzinem podobnych mi osób. Czy mam w ogóle jakieś szanse na wygraną?
Alexander wstaje z krzesła i zbliża się. Kładzie dłoń na moim ramieniu i pochyla się tak, że czuję jego łaskoczący oddech na policzku.
– Przyjdź do mnie, gdy podejmiesz decyzję – mówi miękko. – Turniej zaczyna się za miesiąc. Mógłbym cię przygotować.
Oddala się i zaczyna zmierzać w stronę wyjścia z komnaty.
– Jestem zbyt słaba – szepczę. – To ponad moje siły.
Słyszę, że Alexander zatrzymuje się. Odwracam głowę, aby spojrzeć na niego przez ramię i widzę jak na mnie patrzy. Na jego ustach błądzi tajemniczy uśmiech, a ciemne oczy błyszczą jak drogocenne klejnoty.
– Wziąłem udział w Turnieju dwieście piętnaście razy. I, uwierz mi, po raz pierwszy widzę szansę na wygraną – odpowiada cicho. – Tę szansę widzę w tobie, Eve.
Stoję oniemiała i gapię się na Alexandra, niezdolna do jakichkolwiek słów. Nigdy nie usłyszałam czegoś piękniejszego, nawet od Iana. Potrafię tylko patrzeć jak mężczyzna wychodzi na zewnątrz, a jego ciemna peleryna ciągnie się za nim jak cień.
Po chwili zjawia się Aurellia. Wpada do komnaty zdyszana. Jasne włosy ma w nieładzie, a mimo tego wygląda przepięknie. Na jej bladym policzku widzę krwawą pręgę.
– Eve? – Pyta zadziwiona. – Co ty tu robisz?
Przygląda mi się podejrzliwie. Boję się myśleć, co sobie wyobraziła.
– Rozmawiałam z Alexandrem.
Dziewczyna krzywi się i odgarnia z twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
– Nie mów tak o Panu Ciemności głośno – ostrzega mnie. – To nie jest dobrze widziane.
Bierze mnie pod łokieć i prowadzi w stronę wyjścia. Wychodzimy na zewnątrz. Miasto spowija gęsta, biała mgła, która nadaje powietrzu ciężkości.
Zmierzamy w stronę baraków. Mijamy strażników, Ghosterów, młodocianych żołnierzy, którzy jeszcze nie awansowali na stanowiska Ghosterów i zwykłych śmiertelników, którzy, tak jak ja, czekają na przejście przez Rzekę Zapomnienia.
– Mieliśmy tu małą bitwę – mruczy pod nosem Aurellia, kiedy dostrzegam stos bezkształtnych ciał demonów.
– Pan Śmierci mi mówił – mówię cicho.
Mdli mnie na widok pustych oczodołów i czarnej, zaschniętej krwi na jasnym bruku.
– Doprawdy? – Aurellia zdaje się być zdziwiona. – Po to cię zawołał?
W oczach dziewczyny widzę podejrzliwość. Mam wrażenie, że omylnie kojarzy fakty.
– Wiesz, Eve, była tu już taka jedna – odzywa się oschle. – Henriette – już słyszałam to imię. – Rozpętała największą wojnę światów na przestrzeni dziejów.
Aurellia nagle zatrzymuje się i pociąga mnie za sobą. Stoimy pod obumarłym drzewem, a noc zdaje się otulać nas jak mroczny koc.
– Śmiertelne kobiety to wredne stworzenia – mówi. – Omamiacie mężczyzn. Jak trucizna wnikacie w ich serca i sączycie jad...
– Aurellio! – Przerywam jej, zniesmaczona. – O co ty mnie posądzasz? Dopiero, co tutaj przybyłam. Jestem zdezorientowana i niepewna. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie masz pojęcia, jaką decyzję muszę podjąć... Nic nie rozumiesz.
Dziewczyna robi krok do tyłu, zaskoczona. Krzyżuje ramiona na piersiach i unosi sceptycznie brew. Ma na sobie strój do walki i pelerynę, co sprawia, że wygląda groźnie i niebezpiecznie. Może powinnam się jej bać?
– A co tu jest do rozumienia?
– Słyszałaś o Turnieju Nieumarłych? – Przerywam jej, siląc się na odwagę.
Aurellia otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamyka. Marszczy brwi i mruży oczy, mierząc mnie spojrzeniem.
– Skąd o nim wiesz?
– To mało ważne – mruczę.
– Posłuchaj, żaden Nowoumarły go nie wygrał. Same Anioły stają do boju o ludzkie życie. Nie wiem, co jest takiego fascynującego w byciu śmiertelnikiem, ale każdego roku trzynaście osób zostaje wybranych do Turnieju. Zwycięzca jest tylko jeden.
Spuszczam wzrok, nie mogąc dłużej znieść świdrującego spojrzenia Aurelli. Jej słowa napawają mnie strachem.
Jak mogę łudzić się nadzieją, że wygram z Aniołami i innymi stworzeniami z Zaświatów – ja – zwykła śmiertelniczka?
– Ja bym się tego nie podjęła – dodaje po chwili. – Ale skoro ty tak bardzo chcesz odzyskać swoje dawne życie i nie boisz się strącenia do Piekła...
– Lucyfer dorwie mnie prędzej czy później – mruczę pod nosem, odwracając się od Aurelli.
Zaczynam biec w stronę baraków. Mam wiele spraw do przemyślenia. Prawdopodobnie muszę podjąć najważniejszą decyzję po swojej śmierci. Bo przecież już nie żyję, prawda?
Gdy tylko kładę się w swoim łóżku, moje myśli wypełniają się wspomnieniami. Ian wiedziałby, co zrobić. On zawsze potrafił podejmować trudne decyzje. Szkoda, że tak szybko postanowił mnie zostawić samą.
Przytulam twarz do poduszki, zagryzam wargi i zaczynam cicho łkać.
Śmierć jest dużo trudniejsza niż myślałam.

* Alexander

Przez ostatnie dwa dni miałem ręce pełne roboty. Kilka razy odwiedziłem świat śmiertelników, jednakże postanowiłem nikogo nie brać pod swoje skrzydła – wystarczy mi Eve, która okazuje się być przyczyną nie lada zamieszania.
W międzyczasie doglądałem szkolenia najmłodszych Ghosterów. Są uczeni przez najlepszych wojowników – kiedyś wstąpią w nasze szeregi.
Wbrew pozorom w Mieście Ciemności następuje przemiana pokoleń. Po pewnym czasie, żołnierze niższej rangi – ci, którzy nie osiągnęli statusu Ghostera – umierają. Ich dusze przemijają i osiadają w Kanionie Wojowników.
Czasem zastanawiam się czy i mnie będzie kiedyś dane zająć tam miejsce...

Jest późna godzina nocna, kiedy wybieram się na plac treningowy. Chwytam za miecz i wchodzę na arenę pogrążoną w mroku. Tylko teraz mam czas na ćwiczenia. Zresztą, w samotności potrafię się dużo lepiej skoncentrować.
Zdejmuję pelerynę, czarną koszulę i metalowe ochraniacze na tors i brzuch. Ciepły, przyjemny wiatr muska nagą skórę moich pleców.
Rozgrzewam się, a potem przystępuję do podstawowych ataków na drewnianą kukłę. Rytmiczne uderzenia pozwalają mi utrzymać rytm. Maksymalnie skupiam się na wysiłku, jaki wkładam w to ćwiczenie.
Po dłużej chwili pot zaczyna spływać z moich włosów i twarzy, mięśnie palą i drżą. Lubię ten moment.
Nagle uświadamiam sobie, że ktoś mnie obserwuje. Zatrzymuję się i z mieczem w rękach odwracam się, celując w napastnika.
Patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami. Podnosi ręce do góry, przestraszona i zaskoczona. Jej ciemne włosy niemal zlewają się z czernią otaczających nas budynków i nocnego nieba.
– To ja – szepcze Eve, robiąc krok do tyłu.
Mimowolnie uśmiecham się pod nosem i opuszczam miecz.
– Pamiętaj, wojownika nie podchodzi się od tyłu – udzielam jej rady. – A jeśli już to robisz, to atakuj szybko i pewnie.
– Nie chciałam cię skrzywdzić – oponuje.
Kiwam głową i opieram się na rękojeści mojej broni. Czuję na sobie wzrok Eve. Przygląda mi się uważnie. Dopiero wtedy uświadamiam sobie, że jestem półnagi.
Rumieni się, co sprawia, że czuję się mile zaskoczony. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni kobieta patrzyła na mnie w ten sposób. Zapomniałem, jakie to może być przyjemne.
– W jakim celu odwiedzasz mnie tak późno? – Pytam, mierząc wzrokiem dziewczynę.
– Em... Podjęłam decyzję – odpowiada cicho, krzyżując ramiona na piersiach.
Wydaje się krucha i niewinna na tej arenie. Niby nie pasuje do oprawy Turnieju Nieumarłych, ale ja widzę coś więcej. Jej siłę, odwagę i inteligencję. Wystarczy trochę ciężkiej pracy i ma szansę.
Ja to wiem.
– I?
– Zgadzam się – szepcze. – Wezmę udział w Turnieju.
Robię kilka kroków do przodu i staję naprzeciwko niej. Kładę dłoń na jej ramieniu i podaję swój miecz. Nikt, poza mną, nigdy wcześniej go nie dotykał.
– Wiedziałem – mówię cicho. – Odwaga nie pozwoliłaby ci zdecydować inaczej.
Eve mierzy w dłoni broń i przygląda jej się uważnie.
– Będę musiała zabijać? – Pyta cicho.
– A jaka to sztuka zabić kogoś, kto nie żyje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz