*
Eve
Leżałam
w łóżku, kiedy usłyszałam dzwon. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie
zauważyłam, kiedy Ghosterzy zaczęli nas wyprowadzać z budynków.
Panował
harmider i hałas. Nikt do końca nie wiedział, co się dzieje. Powiedziano nam tylko,
że musimy się ukryć – ci którzy umieli władać bronią, mieli skierować się na
główny plac.
Krążyłam
mrocznymi tunelami, aż dotarłam do wielkiego Mauzoleum. Kazano zachować ciszę i
spokój.
Siedzę
skulona w rogu zimnej sali. Sufit jest umieszczony tak wysoko, że w półmroku
nie mogę nawet go dojrzeć.
Pomieszczenie
jest ogromne, ale wygląda na wyciosane w skale. Na ścianach dostrzegam krople
wody. Mam nadzieję, że nie będę musiała tu spędzić zbyt dużo czasu.
–
Czy wiesz, co się stało? – Pytam cichutko młodą kobietę, która usiadła obok
mnie.
Spogląda
na mnie. Ma ciemne oczy i włosy. Aurellia mówiła, że po każdym da się poznać
ile czasu spędził już w Mieście, ale ja jeszcze nie opanowałam tej sztuki. Nie
mam pojęcia, czy ta kobieta umie udzielić mi odpowiedzi.
–
Ktoś mówił, że Lucyfer opuścił piekło i napadł na oddziały Pana Śmierci –
odzywa się.
–
Lucyfer? – Powtarzam. – A czemu miałby to robić? Czy on nie jest władcą Piekła?
Kobieta
wzrusza ramionami i wbija wzrok w jakiś punkt przed sobą. Nie wydaje się być
zbyt rozmowna.
– Obiło
mi się o uszy, że kiedyś doszło do wielkiej wojny pomiędzy Lucyferem i Panem
Zaświatów – szepcze jeszcze ciszej niż wcześniej. – Ale to było dawno temu.
Może to tylko legendy?
Wzdrygam
się. Czuję nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Mam złe przeczucia.
–
Jestem Eve – przedstawiam się. – A ty?
Kobieta
zerka na mnie i posyła słaby uśmiech.
–
Bridget.
Obejmuję
kolana ramionami i opieram na nich brodę. Jest mi zimno, a czarne spodnie
przesiąkły wilgocią.
A
ja głupia sądziłam, że po śmierci jest lepiej – nieprawda; tutaj cierpię
jeszcze bardziej niż na ziemi. Brakuje mi wszystkiego: rodziny, przyjaciół,
ciepła, słońca. Nie mam absolutnie nikogo. Jestem samotna i nieszczęśliwa.
Ostatnie dni spędziłam na chodzeniu po Mieście i obserwowaniu walk szkolących
się Ghosterów. Gdybym mogła, po stokroć wolałabym umierać w wypadku, niż snuć
się jak cień po Mieście Umarłych.
Chyba
zasnęłam na chwilę, bo gdy otwieram oczy, grota jest całkowicie pogrążona w
mroku. Tylko przy wyjściu, gdzie stoi kilku strażników, są zapalone pochodnie.
Prawie
wszyscy śpią – musi być środek nocy. Cisza wskazuje na to, że cokolwiek zmusiło
nas do ewakuacji, już się zakończyło.
Chce
mi się pić i muszę skorzystać z łazienki. Już mam zamiar wstać, kiedy nagle
wrota Mauzoleum otwierają się. Cień pada na marmurową posadzkę, a strażnicy
pochylają głowy.
Alexander!
Ostrożnie
wstaję, aby nie obudzić śpiącej obok mnie Bridget. Zamieram, kiedy dostrzegam, że
Pan Śmierci zerka w moją stronę. Jest bardzo szybki i czujny – to zapewne z powodu
tysięcy lat, które spędził na szkoleniu się. To przerażające.
Znajdujemy
się daleko od siebie, ale jestem pewna, że właśnie patrzy w moją stronę. Zamieram
w bezruchu i obserwuję jak Alexander zbliża się. Kiedy jest już blisko,
zauważam jego ponury wyraz twarzy. Boję się zerknąć mu w oczy, dlatego pochylam
głowę, aby nie oskarżył mnie o zniewagę.
Wcześniej
zachowywałam się nierozważnie. Niesiona żalem i przerażeniem, nie zdawałam
sobie sprawy z tego, co się ze mną stało.
Otrzymałam
drugie życie.
Nieco inaczej to sobie wyobrażałam. Mimo wszystko chyba powinnam spróbować dopasować
się do tego świata, prawda?
–
Idziesz ze mną – oznajmia Alexander głosem chłodnym i nieznoszącym sprzeciwu.
Odwraca
się i zaczyna zmierzać w stronę wyjścia, zanim w ogóle docierają do mnie jego
słowa.
Szybko
odzyskuję rezon i doganiam go. Uważam, aby pośród mroku nie nadepnąć na jego
czarną pelerynę.
Mijamy
strażników i kierujemy się do tuneli.
Gdzie mnie prowadzi? I dlaczego TYLKO MNIE?
Gdzie mnie prowadzi? I dlaczego TYLKO MNIE?
Idę
za Alexandrem, chociaż w mojej głowie pojawiają się setki pytań. Dłonie mi się
pocą. Jak to możliwe, skoro moje serce nie bije? Dlaczego odczuwam wszystko
jeszcze intensywniej niż za życia: strach, tęsknotę, żal, niepokój...?
Nagle
mężczyzna zatrzymuje się, a ja z impetem wpadam na niego.
–
Na Boga – bluźni i odwraca się. – Uważaj – warczy.
Przez
chwilę miałam zamiar przerosić, ale nagle zabrało mi języka w gębie i potrafię
tylko patrzeć w czarne oczy Alexandra. On także wbija we mnie wzrok. Cisza,
która nas otacza i półmrok nadają tej chwili grozy, ale również intymności.
–
Mamy problem – odzywa się Alexander.
Przełykam
ślinę i krzyżuję ramiona na piersiach.
–
Problem? – Powtarzam.
Jakie
problemy można mieć po śmierci?
Kiwa
głową i przygryza dolną wargę – nie pamiętam, żeby robił to kiedykolwiek wcześniej.
Wygląda na zmęczonego i zafrasowanego.
Skręca
w jeden z tuneli, aż pojawiają się drzwi. Przepuszcza mnie w nich. Ostrożnie
wchodzę do środka. Znajduję się w dużej sali. Wygląda jak... zamek.
Na
podwyższeniu znajduje się marmurowy tron. Oprócz niego jest tu także stół z
kilkoma krzesłami wyciosanymi w kamieniu i świeczniki – trochę skromnie jak na
Pana Zaświatów.
–
Usiądź – odzywa się Alexander.
Echo,
które niesie jego głos przyprawia mnie o gęsią skórkę. Przez chwilę zapominam,
gdzie jestem.
Sztywno
podchodzę do stołu i siadam na jednym z krzeseł. Jest tu ciemno i zimno.
Dlaczego
nie zapali pochodni, albo świec?
Mężczyzna
siada blisko mnie. Opiera łokcie na stole i pochyla głowę w dół. Jestem pewna,
że na chwilę zapomniał, iż tu jestem. Zdaje się być wykończony i nieobecny
duchem – tak to świetne określenie, dla kogoś, kto nigdy nie żył.
Dopiero
teraz zwracam uwagę na jego strój. Ma na sobie zbroję, a na jego rękach
znajdują się ślady jakiejś substancji. Czy to krew?
– Panie?
– Pytam cicho, ale echo niesie mój głos i jestem pewna, że Alexander usłyszałby
to nawet na końcu sali.
Podnosi
głowę i patrzy na mnie. Wygląda, jakby właśnie odkrył coś nieprawdopodobnego.
–
Od kiedy przestałem być dla ciebie Alexandrem?
Kulę
się i wbijam wzrok w swoje dłonie. Czy zrobiłam coś źle?
–
Byłaś jedyną osobą, która tak się do mnie zwracała – nie przestawaj, proszę –
mówi cicho, a jego głos brzmi jak głos kogoś okrutnie starego.
–
Dobrze – odpowiadam miękko.
Mm
ochotę go objąć. Przytulić się do jego twardych ramion i ogrzać serce, które
nie bije. Alexander wydaje się właśnie tego potrzebować w tej chwili. A jednak
siedzę nieruchomo i wpatruję się w niego.
–
Jak już wspomniałem, mamy problem – mówi po chwili ciszy i wbija we mnie spojrzenie
swoich czarnych oczu.
–
Jaki?
Alexander
otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy wrota sali otwierają się.
Kiedy odwracam się, aby sprawdzić, kto to, mężczyzna łapie mnie za ramię i
szepcze do mojego ucha:
–
Nie wierz w ani jedno jego słowo, Eve. On kłamie. Skrzywdzi cię.
Szkarłat
szaty gościa niemal razi w oczy. Na jego ustach gości szeroki uśmiech – wygląda
na zadowolonego z siebie.
Alexander
prostuje się, więc ja idę w jego w jego ślady. Nowoprzybyły przygląda mi się
uważnie. Dopiero teraz zauważam jego oczy – czarne jak smoła, pozbawione
białek.
Mimowolnie
wzdrygam się i staram się patrzeć wszędzie tylko nie na niego.
– Eve
Leighton – odzywa się i posyła mi kolejny uśmiech.
Zanim
jego słowa do mnie docierają, on chwyta mnie za rękę i całuje dłoń. Żołądek podchodzi
mi do gardła, a instynkt podpowiada, żeby zachować najwyższą czujność.
–
To ja – szepczę, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Zauważam,
że Alexander sztywnieje, napinając swoje mięśnie. Wstaje z krzesła i krzyżuje
ramiona na torsie. Gdy dostrzegam wyraz jego twarzy, przez chwilę mam wrażenie,
że zabije nowo-przybyłego.
–
Lucyfer – przedstawia się. – Pan Piekieł i Niezmierzonych Czeluści.
Gdyby
moje serce biło, pewnie właśnie w tej chwili by się zatrzymało. Dreszcz
wstrząsa moim ciałem i automatycznie odsuwam się od mężczyzny. Jego przedziwne
i przerażające oczy świdrują mnie swoim spojrzeniem.
–
Ona z tobą nie pójdzie – odzywa się Alexander, a jego lodowaty głos zdaje się
niemal ciąć powietrze.
Powoli
wstaję z krzesła i przysuwam się do niego. Mam wrażenie, że tutaj toczy się o
coś gra, a stawką jestem ja.
–
Jeszcze nawet nie przedstawiłem swojej oferty – oponuje Lucyfer, mrożąc
spojrzeniem Alexandra.
–
Nie musisz. Nie pozwolę jej odejść.
–
Nie jest twoją własnością. Eve to nie Henriette.
Henrtiette?
O czym oni mówią?
–
O co chodzi? – Pytam niepewnie.
Obaj
spoglądają na mnie.
Cholera, w co ja się wpakowałam?
–
Eve, czy chciałabyś spotkać swojego narzeczonego? – Odzywa się Lucyfer.
Przez
chwilę mam wrażenie, że ktoś odebrał mi oddech; wargi zaczynają drżeć, a do
oczu napływają łzy.
–
Oczywiście – szepczę.
Alexander
chwyta mnie za rękę i zaciska blade palce wokół mojego ramienia. Po raz
pierwszy widzę strach w jego oczach.
–
On kłamie, Eve. Chce cię zwabić do Piekła i wykorzystać – wyrzuca z siebie
słowa z zawrotną prędkością. – Nie wierz mu, błagam.
–
Ian za tobą tęskni – rzuca mimochodem nieznajomy.
Oddałabym
wszystko, żeby móc go zobaczyć – chociaż na chwilę. Przecież ja wciąż go
kocham. Jak mogę zaprzepaścić taką szansę?
–
Odejdź, diable – syczy Alexander, wciąż mocno mnie przy sobie trzymając.
Lucyfer
wytrzymuje spojrzenie Pana Ciemności i zerka w moją stronę.
–
Mógłbym dać ci wszystko, czego zapragniesz: – mówi miękko – miłość
narzeczonego, bogactwo, wygodę...
Jego
słowa są piękne i kuszą jak zakazany owoc, jednak silna ręka Alexandra na moim
ramieniu, przywołuje mnie do rzeczywistości.
–
A jaka jest cena?
Lucyfer
mierzy mnie spojrzeniem, aż w końcu uśmiecha się. I jest to podły uśmieszek, pełen
pychy i chciwości.
–
Twoje ciało i dusza.
Zimny
dreszcz przebiega mi po kręgosłupie i robię krok do tyłu. Zerkam na Alexandra.
On próbuje mnie chronić. Chronić przed zaprzedaniem się Diabłu...
*
Alexander
–
Teraz rozumiesz? – Pytam, zmęczony i niepewny czy zrobiłem wszystko, co mogłem.
–
A więc on wróci? – Odzywa się Eve, wbijając wzrok w kamienny stół.
Jest
blada; musiała nie spać zbyt dobrze. Włosy ma zaplecione w warkocza: pewnie Aurellia
jej pomogła ze zrobieniem go, bo ona nosi dokładnie taki sam.
Eve jest piękna. Nic dziwnego, że sam Lucyfer rozpętał kolejną wojnę z jej powodu.
Eve jest piękna. Nic dziwnego, że sam Lucyfer rozpętał kolejną wojnę z jej powodu.
–
Kiedy już coś sobie postanowi, to nie odpuści. Będzie robił wszystko, żeby cię
stąd zabrać – odpowiadam. – Jest chciwy, a jego intencje nieczyste. Jeśli z nim
pójdziesz, zniszczy cię. Zostaniesz jego nałożnicą i przez całą wieczność
będziesz cierpieć.
Eve
przełyka ciężko ślinę i powoli kiwa głową. Zdaje się, że jest jedną z tych
wyjątkowych osób odpornych na poczynania Lucyfera. On potrafi czynić z umysłami
nieprawdopodobne rzeczy: wpajać myśli, obrazy, wizje, słowa, a nawet zmuszać do
zrobienia pewnych rzeczy...
–
Czy to, co mówił o Ianie...? – Głos jej się łamie, a w brązowych oczach
pojawiają się łzy.
Odwracam
wzrok, nie chcąc patrzeć na jej cierpienie – w jakiś dziwny sposób mnie to zasmuca.
– Kłamał.
Ian... nie trafił do Piekła.
Eve
ożywia się. Patrzy na mnie, jakbym właśnie powiedział coś, co odmieniło jej
życie.
–
Naprawdę?
Nie
powinien był tego mówić, nie wolno mi.
Powoli
kiwam głową i ciężko wzdycham.
Nagle
w mojej głowie pojawia się pewna myśl. Eve dostrzega to, ponieważ zaczyna mi się
uważniej przyglądać.
–
O co chodzi? – Pyta niepewnie.
–
Jest tylko jeden sposób, żeby Lucyfer nie mógł cię stąd zabrać – szepczę.
O
Boże, już teraz wiem, że to się źle skończy...
–
Jaki?
–
Pytanie brzmi czy jesteś gotowa na ekstremalnie trudne wyzwanie. Będzie to
wymagało przygotowań fizycznych...
–
Alex!
Spoglądam
na Eve. Jej mądre oczy zdają się już wiedzieć, o co mi chodzi.
– Turniej
Nieumarłych – odpowiadam.
–
Co?
Od
setek lat nikogo do niego nie przygotowywałem. Jest niezmiernie ciężki, ale nagroda...
Nagrodą jest życie.
Ludzkie
życie.
Do tej pory wpisy pojawiały się nieregularnie, ale od teraz postaram się publikować regularnie, co najmniej raz w tygodniu – w weekend :)
Dziękuję za wszystkie komentarze – to niezwykłe wiedzieć, że ktoś docenia moją pracę ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze – to niezwykłe wiedzieć, że ktoś docenia moją pracę ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz